Bardzo zależy mi na tym, aby mój zespół wygrywał i grał ciekawy futbol

2020-05-01

W dobiegającym do końca tygodniu prezentujemy kolejny w wywiadów z ,,Naszymi ludźmi”, które systematycznie ukazują się na facebooku Formatonu Piast Łubowo. Tym razem został przepytany pomocnik drużyny seniorów zespołu z Łubowa – Patryk Kanclerz.

Grasz w klubie z Łubowa chyba od zawsze. Widziałeś jak sekcja piłkarska po reaktywacji się rozwija. Od rozgrywek amatorskich po zgłoszenie się do B-klasy i kolejne już sezony w A-klasie. Jak myślisz, czemu lub komu Nasz klub może zawdzięczać powrót na piłkarską mapę w WZPN?

-Piast jest moim jedynym klubem jeśli chodzi o boiska trawiaste. Zaczynaliśmy grę w Pobiedziskiej Lidze Amatorskiej (miała różne formy oraz nazwy). Byliśmy bardzo młodym zespołem, chcieliśmy się sprawdzić w najniższym szczeblu rozgrywkowym. Szkielet zespołu składał się przeważnie z tych samych chłopaków, którzy znają się od dzieciństwa. Myślę że to, oraz wiek drużyny złożył się na obecny wynik GKSu. Wyjątkiem był oczywiście Kamlot (Kamil Worbs - przyp. red.), to on nam pokazał wiele na boisku jak i poza nim (śmiech). Mieliśmy trzon zespołu oparty na tych samych chłopakach od kilku lat. Pojawił się pomysł zgłoszenia zespołu do B-Klasy. Zgłoszenie się do rozgrywek to był nowy, ale chyba naturalny krok w naszej drużynie. Nowi rywale i wyjazdy, wcześniej tego nie mieliśmy. Zespół został wzmocniony o ledwie kilku chłopaków i już w pierwszym sezonie awansowaliśmy do A-klasy, co na pewno można traktować jako sukces. Teraz od kilku sezonów rywalizujemy w A-klasie, kończąc w górnej części tabeli z aspiracjami na awans. Komu lub czemu zawdzięczamy powrót na piłkarską mapę WZPN? Myślę, że każdy kto się choć trochę zaangażował dorzucił swoją cegiełkę. Oczywiście kierownik Mariusz Wachoń i trener Arkadiusz Kościański to tacy inicjatorzy i wiodące osoby w rozwoju drużyny pod kątem organizacji. Trzeba docenić jednak każdego, od osoby sprawującej opiekę medyczną po rezerwowego, który nie zawsze miał okazję wejść na boisko czy załapać się do 18stki meczowej. Zarządu też nie widać na boisku, oni nie strzelają bramek, ale każdy ma do wykonania swoją pracę. Tylko zaangażowanie każdej osoby będącej w klubie może dać sukces.

Dla każdego trenera, gdy nie byłeś kontuzjowany, byłeś raczej jednym z pierwszych wyborów do obsadzenia którejś pozycji w środku pola. Jak myślisz, dlaczego trenerzy Tobie ufali? Co dajesz drużynie będąc na boisku?

-Na szczęście zawsze omijały mnie kontuzje. Jeśli pauzowałem, to nie było to nic poważnego. Trener Sporakowaki opisał mnie jako pracowitego, myślę że Trener Kościański mógłby powiedzieć podobnie i sądzę że to decyduje, iż przeważnie występowałem w pierwszej jedenastce. Wkładam w grę również dużo serca. Bardzo zależy mi na tym, aby mój zespół wygrywał i grał ciekawy futbol. Gdyby zależało mi tylko na kopaniu piłki to grałbym wyłącznie na orliku. Dla mnie ważne jest również przywiązanie do drużyny i klubu oraz to, że razem walczymy o coś. Mamy wspólny cel, który zamierzamy osiągnąć.

Grywasz na różnych pozycjach. Zwykle ósemka, ale zdarza się też "10" i "6". Gdy Damian był na wypożyczeniu w Czerniejewie grałeś też na skrzydle. Gdzie czujesz się najlepiej?

-Grałem na skrzydle, lecz był to swego rodzaju eksperyment. Sytuacja wymagała, żebym tam grał i myślę, że wyszło to przynajmniej poprawnie. Na dużych boiskach moje miejsce jest jednak w środku pola. Najlepiej czuję się, gdy otrzymuję zadania ofensywne, gdy nie mam zaciągniętego hamulca.

W drużynie z Łubowa miał okazję występować obywatel Ukrainy Artem Zakharov i obecnie Yurii Mazur. Gra też Karol Karasiewicz i Karol Szwajcowski. Grali też inny zawodnicy i każdy gra trochę inaczej. Jak zmienia się Twoja gra w zależności od partnera obok w środku pola?

-Tak jak wspomniałem przed chwilą, lubię angażować się w ofensywę. Zatem jeśli gram z kimś, kto też chcę się podłączać to musimy się wzajemnie asekurować. Preferuje partnera, który woli zostać z tyłu i wspomagać obrońców. Ja oczywiście też ich wspieram, ale mogę pójść też do przodu. Zatem zawodnicy o profilu Karola Szwajcowskiego, Yury Mazura czy Karola Karasiewicza powodują, że nie muszę się martwić o to co jest za moimi plecami. Najlepiej osobiście gra mi się z Karasiem. To jest rzeźnik (śmiech). Dla Niego nie ma piłek straconych. Z nim mogłem bardziej się skupić na ofensywie. Gdy on się podłączy, to oczywiście ja zostanę i pokryje pozycję. Jednak w takim zestawieniu z zawodnikiem bardziej ofensywnym i defensywnym podział obowiązków jest raczej klarowny. Trener też nakreśla to w szatni, więc nie ma problemu z komunikacją.

Często uczestniczysz w obronie i przechwytujesz piłki oraz starasz też się przyspieszyć grę prostopadłym podaniem, natomiast bramki zdobywasz rzadziej. Kilka pięknych trafień jednak zaliczyłeś. Które jako pierwsze przychodzi Ci na myśl?

-Wydaje mi się, że mam inne role na boisku, tak jak w pytaniu, choć czasami uda mi się coś strzelić. Zdecydowanie najpiękniejszym golem jest ten zdobyty przeciwko Czarnym Czerniejewo na wyjeździe. Wyjazdowy mecz z liderem i taki gol! Szybko zaskoczyliśmy przeciwników pierwszym golem. Po kilku minutach otrzymałem piłkę od kolegi i zobaczyłem, że bramkarz jest gdzieś w rejonie 11 metra. Podjąłem szybko decyzję o uderzeniu z okolicy 30 metra od bramki i wyszło idealnie. Bramkarz zaskoczony takim uderzeniem dostał piłkę za kołnierz. Ten gol zdobyty przeze mnie był najpiękniejszy i najważniejszy, szczególnie że po części dał on zwycięstwo.

Formaton Piast Łubowo/ foto archiwum SportGniezno.pl
 

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,bardzo-zalezy-mi-na-tym-aby-moj-zespol-wygrywal-i.html