Chce być liderem z prawdziwego zdarzenia

2017-01-10

Mirosław Jabłoński po pięciu sezonach wrócił do macierzystego klubu. Władze Startu nie ukrywają, że został on zakontraktowany w charakterze lidera drużyny i dlatego został mianowany jej kapitanem.

- Na prezentację drużyny Startu przyjechałaś prosto z meczu piłki halowej?
            - Rzeczywiście między wszystkie obowiązki związane z public relation na rzecz drużyny i klubu udało mi się wcisnąć półtorej godziny halóweczki!
            - Przyznam, że zawsze podziwiałem ciebie, jeśli chodzi o talent do różnych dyscyplin sportowych. Przypominam sobie na przykład  zgrupowania w Szklarskiej Porębie, kiedy znakomicie grałeś w siatkówkę przeciwko chociażby Ostrovii Ostrów czy Stali Gorzów Wielkopolski. Myślę że śmiało można by postawić tezę, że w każdej dyscyplinie, którą byś się zajął mógłbyś odnosić sukcesy… 
            - Rzeczywiście wiele dyscyplin sportowych mnie fascynuje - jedne w większym, drugiej w  mniejszym stopniu. Wiele sam uprawiam. Mogę powiedzieć, że moją ulubioną jest hokej na lodzie. Dzięki temu, że od pewnego czasu na płycie stadionu przy ul. Wrzesińskiej znajduje się sztuczne lodowisko, no to mogę tę moją ulubioną dyscyplinę uprawiać bez większych przeszkód..
            Wróćmy jednak do żużla. Po latach spędzonych w różnych ośrodkach, położonych również w najdalszy krańcach Polski, wracasz do macierzystego klubu. Czym spowodowana jest ta decyzja?
            - Myślę że wiele czynników miało na to wpływ. Począwszy od tego, że jak już wspomniałeś, miałem okazję występować w wielu klubach dość mocno oddalonych od Gniezna i mam już troszkę dość tej ciągłej wędrówki po Polsce. W Gnieźnie mam rodzinę, która też oczekiwałaby pewnej stabilizacji. Głównym i decydującym czynnikiem było jednak to, że zwrócili się do mnie ludzie, którzy mają pomysł na to, aby odbudować żużel w Gnieźnie. Są to osoby które znam i które darzę zaufaniem wierząc, że uda im się zrealizować to co sobie postanowili. Mam nadzieję że wspólnie uda nam się z czasem nawiązać do tych najlepszych lat sportu żużlowego w  naszym mieście.
            - Mirosław Jabłoński w założeniu klubowych władz ma być także magnesem dla kibiców. Powszechnie wiadomo że jesteś postacią bardzo lubianą i myślę, że chociażby ze względu na ciebie ten tysiąc kibiców więcej na każdych zawodach pojawi się na trybunach…
            - Tysiąc będzie klaskać, a tysiąc będzie gwizdać…
            - Oj, nie zgodzę się taką tezą! Jeśli chodzi o twojego brata Krzysztofa to moglibyśmy dyskutować,  natomiast jestem przekonany, że ty wzbudzasz się wśród gnieźnieńskich kibiców same pozytywne emocje…
            - No jak skojarzą „Jabłoński”,  to pewnie rykoszetem jakąś porcję gwizdów również dostanę, ale rzeczywiście ja nigdy nikomu nie odmówiłem autografu, czy zrobienia zdjęcia nawet na ulicy. Nigdy też nie ukrywałem tego, że jestem lokalnym patriotą. Zawsze dopinguję gnieźnieńskim sportowcom i jeżeli tylko mam możliwość, to przychodzę na zawody koszykówki piłki ręcznej, futsalu czy piłki nożnej. Myślę, że taki jest też sens szkolenie młodzieży i później organizowania zawodów sportowych, aby móc nawet na co dzień porozmawiać z tymi zawodniczkami, czy zawodnikami, spotkać ich nawet na ulicy, czy w sklepie, mieć świadomość, że tak jak ja utożsamiają się ze swoim klubem i miastem, a nie przyjeżdżają z zewnątrz i odjeżdżają zaraz po meczu.
            - No i w takim duchu budowana jest właśnie nowa drużyna Startu -  to chyba dobry kierunek?
            - Myślę, że wszędzie, w każdej dyscyplinie powinien być taki kierunek, żeby kluby opierały swoje kadry o własnych wychowanków. Jestem przekonany, że wtedy znacznie więcej kibiców przychodziłoby na zawody.  Jest tylko jedna zasada - trzeba zaufać tym wychowankom, dać im szansę.  Wiadomo, że najtrudniej  jest przyjąć porażki  u siebie w domu. Ale to też trzeba umieć zrobić. Przyjąć to na klatę, wyjść i porozmawiać z tymi ludźmi, a nie zamykać się, nie odwracać głowy na ulicy. Niestety, kibice też nie zawsze rozumieją zawodników i później dochodzi do takich sytuacji, że wychowankowie są najbardziej napiętnowani w danych miastach jeśli chodzi o porażki. Taka rzeczywistość jest chyba w każdym klubie. To nie jest tak, że Gniezno jestem jakimś wyjątkiem. Oby teraz nastały czasy świetności gnieźnieńskiego żużla opartego właśnie o taką młodą drużynę, złożoną głównie z wychowanków klubu,  która mogłaby cieszyć kibiców nie tylko przez jeden sezon, ale przez kilka lat, i to również na wyższych szczeblach rozgrywek.
            - Ten sezon po rocznej nieobecności gnieźnieńskiej drużyny w rozgrywkach ligowych będzie na pewno bardzo ważny i dla klubu, i dla poszczególnych zawodników Startu. W jaki sposób ty przygotowujesz się do niego? 
            - W moim przypadku trudno jest rozdzielić okresy przygotowawcze od startowych. Ja jestem aktywny cały rok. Dlatego nie rozdzielam tego jakoś specjalnie. Tak jak już wcześniej wspomniałem dla mnie sport to hobby. Nie traktuję tego jako jakiegoś wyrzeczenia, katorgi. Zawsze bardzo chętnie podejmuję aktywność fizyczną. Dla mnie sport to zdrowie, sport to przyjemność, sport to całe życie. A jeśli mogę przy tym zarabiać pieniądze i cieszyć się tym, to chyba nie ma w życiu nic lepszego i wszystkim ludziom życzyłbym, żeby ich praca była jednocześnie taką przyjemnością jaką żużel jest dla mnie. Jeśli chodzi o obecną fazę przygotowań to idę takim sprawdzonym od lat tokiem. Tak jak mówiłem wcześniej moim konikiem jest hokej na lodzie. Staram się grać nawet ze cztery razy w tygodniu. Do tego dochodzi bieganie, joga, różne zajęcia na basenie. Jeśli tylko  są odpowiednie warunki pogodowe jeżdżę na crossie. Od lat taki system się sprawdza Nigdy jeszcze nie zabrakło mi siły, kondycji w trakcie sezonu. Dlatego takim trybie będę się nadal przygotowywał.
            - A jak wyglądają kwestie sprzętowe?
            - Mam dwie nowe ramy, nowe podwozia -  leżą częściach na półkach. Zima jest po to, aby to sobie wszystko poskładać. Silników jest sześć praktycznie, pod stołem leży siódmy. Jest tego sporo…
            - Na drugoligowe rozgrywki zupełnie wystarczy...
            - Myślę że wystarczyłoby mi nawet na Ekstraligę!  Być może trzeba by było dokupić jeszcze jedną ramę, żeby nie było problemów logistycznych kiedy zawody się gdzieś tam pokrywają. Ogólnie sprzętu mam naprawdę dużo, ale z doświadczenia wiem, że wszystkie te silniki zamieniłbym na jeden, który by rzeczywiście dobrze pojechał i oby tak było w tym sezonie.
            - Twój brat Krzysztof będzie trenerem drużyny - ty zostałeś mianowany jej kapitanem. Jak będzie wyglądała wasza współpraca?
            - Ja zawsze lubię rozmawiać o tym co dzieje się w czasie meczu. Żużel jest na tyle specyficzną dyscypliną, że nie da się tego porównać chociażby do lekkiej atletyki, gdzie pewne rzeczy techniczne prawidłowo wykonane powinny przynieść ściśle określony rezultat. W żużlu jest czasami tak, że na jednym motocyklu dany zawodnik osiągnie sukces, a inny wsiądzie na ten motocykl i nie będzie w stanie powalczyć nawet o trzecie miejsce w danym wyścigu. Naszym wspólnym zadaniem będzie takie zaangażowanie i prowadzenie  drużyny, aby uzyskiwać jak najlepsze rezultaty.  Wiadomo, że mamy już pewne doświadczenie odnośnie różnorodnych torów i będziemy starać się przekazywać je kolegom, ale także będziemy otwarci na sugestie innych.  Jesteśmy jedną drużyną. Przyświeca nam wspólny cel. Chciałbym, żebyśmy po każdym meczu wspólnie mogli podejść do kibiców i razem z nimi cieszyć się ze zwycięstwa,  żeby drużyna stanowiła monolit, żeby było tak, że każdy pojedynczy zawodnik nie myśli tylko o sobie, ale żebyśmy wspólnie współpracowali. Nie tylko ja z Krzysztofem, ale wszyscy razem - dla dobra całego zespołu.
            - A jakie są twoje oczekiwania przed tym sezonem, który wydaje się być jeszcze daleko, ale zbliża się już wielkimi krokami
            - Rzeczywiście kibicom pewnie wydaje się jeszcze, że to daleka perspektywa, ale dla mnie czas płynie bardzo szybko Przecież niedawno zakończył się sezon później poleciałem na Grand Prix Australii, teraz intensywnie przygotowuję się do kolejnego sezonu. Uciekają nawet nie pojedyncze dni, ale całe tygodnie. Nie ukrywam, że zostałem tutaj ściągnięty do klubu jako lider i chcę być tym liderem z prawdziwego zdarzenia - zdobywać pokaźną liczbę punktów w każdym meczu i pomagać drużynie jak tylko się da.  Wiem, że każdy z chłopaków którzy podpisali kontrakty chce wygrywać,  zdobywać jak najwięcej punktów w meczu. Przyszliśmy tu w ściśle określonym celu - żeby wygrać ligę! Nikt chyba nie zakłada, żeby walczyć tutaj o drugie, czy trzecie miejsce. Wiadomo, że zadanie nie będzie łatwe. Są kluby, które mają podobne cele. Dysponują nawet lepszymi budżetami, ale nie oglądamy się na innych.  Najważniejsze od początku będzie to, żeby dostać się do finału. Finał wiadomo - rządzi się swoimi prawami. Czasami jedna głupia taśma, jeden defekt może pokrzyżować nam plany. Generalnie jednak jesteśmy nastawieni na to, aby walczyć o zwycięstwo w lidze. A jeśli chodzi o moje występy indywidualne no to przynajmniej awansować do finału, czy to Złotego Kasku, czy mistrzostw Polski. Wysokie lokaty w tych imprezach są przepustką do dalszych eliminacji już na arenie międzynarodowej. Już sam awans do finału na pewno nie będzie łatwy, bo te turnieje eliminacyjne odbywają się na różnych dziwnych torach, ale postaram się powalczyć, a w finałach być czarnym koniem, tak jak miało to miejsce dwa lata temu podczas finału Złotego Kasku, w którym zająłem drugie miejsce, co dało mi przepustkę do eliminacji cyklu SEC. Szkoda, że kontuzja pokrzyżowała mi wtedy plany. Dlatego ważne jest też, żebyśmy wszyscy uniknęli w tym sezonie kontuzji, a wtedy nasze plany będą możliwe do zrealizowania. 

 

rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI

 

 

Wywiad ukazał się w najnowszym wydaniu "Tygodnika Żużlowego" (3/2017)

 

Radosław Kossakowski + foto

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,chce-byc-liderem-z-prawdziwego-zdarzenia.html