Oskar Fajfer to czołowy zawodnik Startu Gniezno w minionym sezonie. Swą wysoką pozycję w gronie rywali potwierdził także zwyciężając w Indywidualnych Mistrzostwach eWinner 1. Ligi na torze w Gdańsku. Ta wygrana poprawiła nieco humor kapitanowi Startu po nie do końca udanym sezonie.
- Kiedy rozmawialiśmy przed rozpoczęciem sezonu, a w zasadzie jeszcze zimą to miałeś na ten rok bardzo ambitne cele. Część z nich udało się zrealizować, ale te najważniejsze nie zostały osiągnięte.
- Tak. Nie ukrywałem, że bardzo zależało mi na zdobyciu medalu indywidualnych mistrzostw Polski i walce o awans do Ekstraligi z drużyną Startu. Niestety nie zdołałem tego osiągnąć, ale cóż – taki jest sport.
- Pewnie przyczyn niezrealizowania tych zamierzeń było więcej, ale ja wciąż mam przed oczami tę jedną - fatalny upadek w meczu z Wilkami Krosno .
- Ten mecz był dla nas bardzo ważny. Ewentualna wygrana dawała nam pozycję w czołówce ligowej tabeli, a pokonanie rewelacyjnego beniaminka miało pokazać, że jesteśmy gotowi na walkę o awans. Niestety od początku mecz nie układał się po naszej myśli. Mój upadek sprawił, że nie byliśmy w stanie nawiązać walki o zwycięstwo. Ta porażka miała bardzo negatywny wpływ na cały zespół. Zgasła w nas wiara w sukces. Przyczyna była chyba jasna. Jechaliśmy na torze, który nie był nasz. To rywale czuli się na nim zdecydowanie lepiej.
- Rzeczywiście atutem Startu była zawsze „betonowa“ nawierzchnia, ale ty zawsze twierdziłeś, że wolisz jak jest bardziej przyczepnie.
- Tak, ale tor musi być równy, a wtedy mieliśmy corridę! Turniej Chrobrego pokazał na przykład, że można w Gnieźnie zrobić nawierzchnię bezpieczną, a jednocześnie umożliwiającą walkę. Uważam, że musimy iść w tym kierunku.
- W ładnym stylu, mimo dość kontrowersyjnego wykluczenia, wywalczyłeś awans do finału mistrzostw Polski. Czego zabrakło w Lesznie?
- Szczęścia! Dotknięcie taśmy w moim czwartym starcie pozbawiło mnie szans walki o medal. Szkoda bo czułem się nieźle na tym torze. Miałem szansę powalczyć o wyścig barażowy, a później – kto wie? Cóż trzeba będzie próbować za rok.
- A jak oceniasz już na chłodno sezon ligowy w wykonaniu twojej drużyny?
- Na pewno założenia i nasze ambicje były wyższe. Z pewnością kibice również liczyli na więcej. Nie chcę odnosić się do postawy moich kolegów. Oceniając siebie mogę powiedzieć, że występy na własnym torze były niezłe, a nawet bardzo dobre. Gorzej wyglądało to na wyjazdach. Najgorszy był chyba występ w Bydgoszczy. Taśma, jakieś niepotrzebne wykluczenie. Sumując cały sezon w rozgrywkach ligowych oceniam go w moim wykonaniu na dobry plus – no może pięć minus. Już dokonałem wstępnych analiz. Mam teraz kilka miesięcy przed sobą, aby poprawić błędy i żeby w przyszłym sezonie było lepiej. Podbudowują mnie występy w lidze szwedzkiej gdzie jestem w TOP-10 , więc ten sezon nie do końca był dla mnie aż taki zły.
- Kibice Startu z ulgą i zadowoleniem przyjęli informacje o tym, że zdecydowałeś się podpisać kontrakt z macierzystym klubem. Obawy były spore, bo kilka ośrodków miało na ciebie chrapkę.
- Nie ukrywam, że miałem kilka telefonów z propozycją podjęcia rozmów. Od początku deklarowałem, że pierwszeństwo ma kierownictwo Startu. Oczywiście też mówiłem, że gdyby pojawiła się propozycja z Ekstraligi to na pewno bym ją poważnie rozważył, ale to jest dość hermetyczne środowisko i trudno tam się przebić. Myślę, że jestem dobrym zawodnikiem i poradziłbym sobie w najlepszej lidze świata, ale na razie pozostanie mi ścigać się na jej zapleczu. Cały czas będę jednak walczył. Najlepszym sposobem byłoby wywalczenie awansu. Dlatego moją decyzję o przedłużeniu umowy ze Startem uzależniałem od tego jakie cele będą miały klubowe władze. Jaki zespół ma zostać zbudowany w Gnieźnie. Zapewnienia ze strony działaczy brzmiały pozytywnie, dlatego zdecydowałem się pozostać na kolejny sezon i pomóc w osiągnięciu dobrego rezultatu.
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI
PS. Wywiad ukazał się także w najnowszym wydaniu "Tygodnika Żużlowego"
Liczba komentarzy : 0