Oskar Fajfer: - „Wysoko zawieszam sobie poprzeczkę"

2021-02-19

Oskar Fajfer uznany został Sportowcem Roku w ramach plebiscytu „Orły Gnieźnieńskiego Sportu 2020". Odbierając statuetkę żużlowiec Startu nie krył radości, ale też zaskoczenia.

- Rzeczywiście nie spodziewałeś się tej nagrody?
            - Honorowanych jest dziesięciu sportowców.  Na pewno liczyłem na to, że znajdę się w tej dziesiątce, ale  zwycięstwo to spore zaskoczenie. Tym bardziej, że znalazłem się na pierwszym miejscu w gronie tylu sportowców z mojego miasta. Tylu wspaniałych sportowców,  którzy w tym trudnym roku dla nas wszystkich osiągali wiele znakomitych sukcesów łącznie z medalami mistrzostw Polski. Być w tym gronie na pierwszym miejscu, to z pewnością cieszy podwójnie.
            - Jesteś zawsze bardzo skromny i przez to lubiany zarówno przez kibiców jak i nas dziennikarzy, ale obiektywnie oceniając twoje osiągnięcie, trzeba przyznać, że w minionym sezonie miałeś spory wkład w sukces drużyny gnieźnieńskiego Startu, jakim było zajęcie drugiego miejsca w pierwszoligowych rozgrywkach. Zwieńczeniem tego był niewątpliwie zwycięski mecz z faworyzowany Apatorem Toruń i twoja kapitalna wygrana w decydującym wyścigu gdzie pokonałeś Chrisa Holdera i Tobiasza Musielaka. Trochę szkoda, że sytuacja pandemiczna sprawiła, iż nie było w tym w sezonie rozgrywanej rundy finałowej i meczów barażowych, ale możecie mieć satysfakcję z tego, że zdołaliście na finiszu zmagań  pokonać faworyzowana ekipę z Torunia.
            - To prawda! Ja cieszę się dodatkowo z tego, że udało nam się pokonać Apatora w normalnych warunkach. Ten mecz był dwukrotnie przekładany.  Gdybyśmy jeździli na mokrym, nie do końca dobrze przygotowanym torze, to zawsze można byłoby mówić, że warunki torowe wpłynęły na wynik tego pojedynku. Tymczasem rozegraliśmy ten mecz na dobrze przygotowanej nawierzchni. Podeszliśmy do niego całym zespołem w  bardzo bojowym nastawieniu  i  pokazaliśmy, że na własnym torze jesteśmy bardzo wymagającym rywalem.
            - Jesteś jednym z wychowanków Startu, a działacze gnieźnieńskiego klubu w ostatnich latach twierdzili, że chcą odbudowywać zespół w oparciu o własnych wychowanków.  Niestety,  po tym sezonie odszedł z drużynach Adrian Gała. Czy twoim zdaniem będzie to duże osłabienie?
            - Myślę że te dwa ogniwa, które zostały wymienione w zespole (ze Startem pożegnał się także Oliver Berntzon – przyp. RK) nie spowodują osłabienia drużyny. Z drugiej strony odszedł jeden wychowanek,  a jeden do zespołu powrócił.  Zatem ten bilans zostanie utrzymany.  Myślę że zarówno Mirek Jabłoński jak i Peter Kildemand to są zawodnicy ze sporym doświadczeniem i nie sądzę, aby potencjał naszego zespołu został osłabiony.  Uważam wręcz że będzie odwrotnie. Start jest takim klubem, który daje szanse zawodnikom na znalezienie swych rezerw, na odbudowanie się po słabszych sezonach. Ja wróciłem tu w 2019 roku i tak naprawdę też się nie byłem w świetnej formie, ale wiedząc z jakimi ludźmi będę pracował,  jak łatwo nawiązuje się z nimi tę współpracę, jakie są relacje między zawodnikiem a menadżerem, to wiedziałem, że czeka mnie tu wiele dobrego. I jak widać z tamtego miejsca zrobiłam wiele kroków do przodu.  Można powiedzieć,  że mój sportowy rozwój idzie do góry. Bardzo się cieszę, że mogę współpracować z takimi ludźmi i wiem, że jeszcze wiele sukcesów przed nami.
            - Jak wyglądają twoje przygotowania do nadchodzącego sezonu?
            - Myślę że nie odbiegają od poprzednich. Moje motocykle już są gotowe w dziewięćdziesięciu procentach. Jeśli tylko padnie hasło, że ruszamy to w przyszłym tygodniu mógłbym wyjechać na tor.  Wszystkie silniki odbieramy pod koniec lutego,  więc na spokojnie to wszystko poskładamy. Nie ma co się spieszyć, tym bardziej że nie wiadomo jeszcze, czy pogoda nie spłata nam jakiegoś figla. Kondycyjnie również czuję się dobrze. Zastosowaliśmy  te same, sprawdzone metody. Chciałbym za to bardzo podziękować Przemysławowi Gnatowi,  który nie tylko buduje mnie kondycyjnie, ale też mentalnie. To jest oaza spokoju, z której czerpię  przykłady. Jak widać bardzo mi służą przygotowania pod jego opieką.  
            - Przed minionym sezonem wyjechałeś do pracy, do Szwecji. To miało być poznanie, jak mówiłeś,  „prawdziwego życia”, ale też pewien zastrzyk finansowy na dofinansowanie  sprzętu. W tym roku nie wybierałeś się do Skandynawii?
            - Nie. Pandemia wykluczyła jakiekolwiek wyjazdy. Ale odkryłem inny sposób zarabiania dodatkowych pieniędzy. To właśnie te ograniczenia zmuszające nas niejako do pozostawania w domu sprawiły, że zainteresowałem się giełdą. Zacząłem inwestować i muszę przyznać, że przynosi to zupełnie niezłe efekty mimo, że na razie nie gram zbyt dużymi kwotami.
            - Kiedy wracałeś dwa lata temu do macierzystego klubu zapytałem, czy przychodzisz jako lider. Ty oczywiście jak zwykle mówiłeś skromnie, że chcesz dołożyć swoją cegiełkę do sukcesu całego zespołu. Zakończenie kariery przez  Juricę Pavlicia, który był niewątpliwie siłą mentalną drużyny, ale dwa lata temu również dobrym jeźdźcem, i odejście do Polonii Bydgoszcz Adriana Gały powodują,  że niejako naturalnie wyrastasz na czołowego zawodnika, na lidera tego zespołu. Po twojej posturze tego nie widać, ale masz olbrzymie  serce wojownika i to  jest twój największy atut.
             -  No tak, przede wszystkim kiedy zakładam kask, to na pewno  jestem nie do poznania.  Wyłączam się w stu procentach koncentrując na zadaniu, na walce. Ktoś może jeszcze coś mówić, ale to do mnie wtedy już nie dociera.  Wiem co mam robić!  Wyjeżdżam pod taśmę i niezależnie od tego co leży na torze, co się wokół mnie dzieje,  po prostu chcę wygrać!  Czasami wydaje mi się, że to jest poza moją wolą. Taki się urodziłem. Oczywiście nie zawsze da się wygrać. Wiadomo - jest złośliwość rzeczy martwych.  Wiele razy tak było w  minionym roku, że startowałem z „ulubionym” numerem zawodników. Jak  na dzień dobry dostaniesz trzecie pole, a jeszcze sędzia zarządzi polewanie toru, to pozostaję już tylko uśmiechnąć się no i siłą rzeczy gdzieś ta „zerówka” wpada.  Na  szczęście chłodna krew,  wyciąganie wniosków wspólnie z moim bratem, no i też można było wpisać sobie „trójki” i „dwójki” z bonusami. To bardzo cieszy, że pojawia się taka dojrzałość, powtarzalność, systematyczność. No jest też trochę tak, jak mówisz. Chcę być skromnym i pokornym. Ale to wynika też z tego, ile w życiu przeszedłem. Dobrze wiem co jest już za mną i z pokorą przyjmuje wszystko kolejne, i z nadzieją. Pomimo młodego wieku moja kariera już nabiera rozpędu i chciałbym ją pozytywnie rozwijać.  Znakomicie współpracuje mi się z moim bratem Maciejem.  On jest znacznie spokojniejszy i bardziej analityczny. Mamy już dopracowany system. Przed zawodami robimy sobie analizę danego toru, przygotowujemy pewne założenia. Kiedy przyjeżdżamy już na konkretny obiekt, to po obchodzie toru często wpadam na różne pomysły, żeby coś  tam pozmieniać na przykład z przełożeniami. I wtedy Maciej spokojnie do mnie mówi : - Pamiętaj co sobie uzgodniliśmy.  I wiem, że ma rację. Mogę liczyć nie tylko na jego wsparcie jako mechanika, ale daje mi  też także poczucie bezpieczeństwa i wyważoną motywację. Kiedy wyjeżdżam pod taśmę wiem, że wszystko jest  na sto procent gotowe i sprawne. Myślę, że to działa też w drugą stronę. Po każdej próbie, czy zakończonym wyścigu, od razu mu komunikuję co można lub trzeba zmienić. Jakie są moje odczucia,  jakie ustawienia wprowadzamy. Każdy z nas wie jaka jest jego rola, za co jest odpowiedzialny. Ale też w przypadku niepowodzenia nie ma szukania winy w tym drugim, więc można powiedzieć że dotarliśmy się i uzupełniamy jak w naprawdę dobrym teamie.
            - Z Maciejem lepiej niż z tatą?
            - To wygląda zupełnie inaczej niż z moim tatą. Zresztą nie współpracujemy już ze sobą od ładnych kilku lat. Po uzyskaniu pełnoletniości postanowiłem sam ciągnąć ten wózek. Wiem, że  popełniłem w tym czasie sporo błędów.  Nie jeden raz przejechałem się boleśnie na tyłku. Ale ogólnie wyszło mi to na dobre. Z tatą mamy podobne charaktery i dlatego często iskrzyło w parku maszyn.  Z Maciejem jest zupełnie inaczej. I za to mu dziękuję.
            - Mimo, że zimę mamy w pełni i dawno już takiej nie było, to nowy sezon zbliża się naprawdę dużymi krokami. Co będzie  dla ciebie sukcesem w tym roku?
            - Przede wszystkim mam nadzieję, że normalnie będziemy mogli odjechać wszystkie kwalifikacje, wszystkie mecze,  play-offy , finały i baraże. Jeśli chodzi o starty indywidualne, to mam nadzieję, że uda mi się dostać do Mistrzostw Polski i zająć tam miejsce na podium.  Wiem, że to może być trochę w oczach innych odbierana za nierealne, ale ja wierzę w siebie i wiem że mogę to osiągnąć.  Na pewno będę do tego dążył i myślę, że za rok jak będziemy rozmawiali  to ten cel będzie już zrealizowany.  Można powiedzieć, że bardzo „wysoko zawieszam sobie tę poprzeczkę, ale ja naprawdę bardzo mocno chcę się rozwijać i czuję swój potencjał. Chciałbym również jak najwięcej dać od siebie dla drużyny Startu, żebyśmy znów osiągnęli jak najwyższe miejsce.
            - Czyli awans do Ekstraligi?
            - Chciałbym tego bardzo. Wiem, że mamy w klubie wszystkie klocki poukładane na swoim miejscu. Działacze robią mega robotę byśmy tylko mogli jeździć i rozwijać swoje skrzydła. Mamy stworzone doskonałe warunki. Przy okazji  chciałbym też jeszcze podziękować moim sponsorom, którzy dbają również o to, aby mi nie zabrakło dobrego sprzętu, abym mógł sobie pozwolić na jego doinwestowanie, co pozwala mi skutecznie rywalizować z najlepszymi.

 

RADOSŁAW KOSSAKOWSKI

 

foto Roman Strugalski

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,oskar-fajfer-wysoko-zawieszam-sobie-poprzeczke.html