Pasję zniszczyła osobista tragedia

2022-08-08

Rafael Wojciechowski to postać znana nie tylko w gnieźnieńskim światku sportowym. W ostatnich latach wręcz spiritus movens Startu Gniezno. Kilka dni temu były menadżer drużyny i główny inicjator powołania Gnieźnieńskiego Towarzystwa Motorowego oświadczył, że kończy swą działalność w klubie przy Wrzesińskiej. W tej sytuacji poprosiłem go o rozmowę podsumowującą ponad ćwierćwiecze jego działalności w sporcie żużlowym.

- Od czego zaczęła się pańska  fascynacja żużlem?

 

- Moja przygoda z czarnym sportem zaczęła się od kibicowania, Najpierw tata zabierał mnie na zawody już od początku lat  osiemdziesiątych, później często z kolegami jeździłem za drużyną po całym kraju. W latach dziewięćdziesiątych, jako osiemnastolatek, wstąpiłem do szkółki żużlowej i trenowałem pod okiem Grzegorza Śniegowskiego, Nabawiłem się jednak kontuzji kolana i z racji mojego już pełnoletniego wieku przerwa wyeliminowała mnie z szansy ubiegania się o licencję żużlową. W tamtych latach byłem jednak zaangażowany w działalność klubu. Wraz z ojcem przywoziłem i odwoziłem na trasie Gniezno – Warszawa między innymi takich zawodników jak Simon Cross czy Greg Hancock. W latach dziewięćdziesiątych poznałem też dobrze Antonina Kaspera. Często grywaliśmy w bilard w klubie The Best, w którym obecnie znajduje się dyskoteka Vehikuł Czasu. Mieliśmy bardzo dobry kontakt ze sobą, można powiedzieć – przyjacielski. Grając z nim wiedziałem, że to był jego sposób na odprężenie się przed zawodami. Tony wraz ze swoim mechanikiem często spędzał wolny czas w naszym klubie bilardowym. W roku 2000 byłem coraz bliżej drużyny, obserwowałem często zawody w parkingu, a w latach 2001-2003 prowadziłem zespół jako kierownik drużyny czy menadżer. W latach 2001-2002 często reprezentowałem Toniczka w Polsce, na różnego rodzaju imprezach jako jego menadżer i przyjaciel. Byłem w jego teamie na Grand Prix w Bydgoszczy w 2001 roku.  Angażowałem się coraz bardziej w działalność klubu,  również finansowo, aż do 2004 roku.  W sezonie tym Start zajął ostatnie miejsce w I lidze. Klub miał spore problemy finansowe, a ja, ze względu na pozostawienie w klubie sporych środków własnych, również. Dlatego też pożegnałem się z działalnością w sporcie żużlowym na około pięciu lat. Był to okres, w którym interesowałem się zawodami żużlowymi w zdecydowanie mniejszym stopniu niż wcześniej i tylko jako kibic.

 

- Sezon 2004 był ostatnim, w którym gnieźnieńscy żużlowcy reprezentowali SKS Start. W kolejnym funkcjonowało już Towarzystwo Żużlowe Start. Co skłoniło pana do powrotu do działalności w gnieźnieńskim żużlu?

 

            - Do podjęcia działalności po raz drugi skłonił mnie głód emocji sportowych i pasja, którą zaraził mnie, jako dziecko, mój tata. W 2009 roku powróciłem jako kierownik drużyny za namową ówczesnych działaczy TŻ Start. Byłem także jednym z członków rozbudowanego zarządu klubu do 2012 roku. Rok 2012 był znów przełomowy i zadecydował o moim kolejnym rozstaniu z klubem.

 

- W tamtym sezonie  Start osiągnął swój największy sukces w XXI wieku awansując do ekstraligi.  Dlaczego więc odszedł pan z klubu?

 

- Sposób zarządzania, a przede wszystkim pomysł funkcjonowania spółki akcyjnej był sprzeczny z moim wyobrażeniem, dlatego po sezonie podjąłem decyzję o wycofaniu się z działalności w klubie. Postanowiłem jednak nie odcinać się od żużla, a przekierowałem swoje środki finansowe, wiedzę i zaangażowanie bezpośrednio do zawodników poprzez VC Racing Team. W 2013 roku pierwszym zawodnikiem teamu był Wojtek Lisiecki a w następnych latach aż do 2017 roku włącznie pomagałem i współpracowałem z Adrianem Gałą. W 2016 roku wspólnie z Piotrem Mikołajczakiem i kilkoma innymi osobami, między innymi Radkiem Majewskim, założyliśmy Stowarzyszenie GTM Start Gniezno. Był to rok bez ligowego żużla w Gnieźnie, co spowodowane zostało brakiem uzyskania licencji na start w rozgrywkach przez poprzednie stowarzyszenie. Dlatego w 2017 roku wystartowaliśmy niejako od nowa w drugiej lidze żużlowej, którą wygraliśmy. Wszystko szło w dobrym kierunku, mimo że od czasu do czasu pojawiały się większe i mniejsze problemy, o których nie chcę jednak wspominać. W 2020 roku powstała w końcu spółka akcyjna, ale niestety wybuchła pandemia, która pokrzyżowała plany sportowe i finansowe. W tamtym okresie wielu z nas przeżywało stany bliskie depresji, co mogło mieć wpływ na wiele naszych mniej lub bardziej trafnych decyzji i wzajemnych relacji. Ten rok był dla mnie jak prawdziwy rollercoaster, a tragedia jaka wydarzyła się w grudniu, śmierć mojego syna i jego dziewczyny w wypadku samochodowym, zmieniła mnie na zawsze. Nie chciałem zostawiać klubu w trudnej sytuacji, potrzebowałem też zajęcia, aby nie popaść w depresję, jednak sezon 2021 nie był udany z wielu powodów. Dla mnie osobiście była to porażka.  Nie udało się osiągnąć sukcesu ze Startem, dlatego tez po tym sezonie zakończyłem pracę jako menadżer sportowy.

 

            - Co uważa pan za swój największy sukces w sporcie żużlowym?

 

            - Za mój największy sukces uważam reaktywację Startu wraz z kilkoma osobami jako GTM oraz awans do 1 ligi w 2017 roku. Ważne są też dla mnie: umiejętność współpracy z wieloma osobami ponad podziałami, zbudowanie wielu pozytywnych relacji, a także okresy przyjaźni z takimi zawodnikami jak Antonin Kasper, Krzysztof Jabłoński, czy Adrian Gała.

 

            - Czy były jakieś decyzje, które chciałby pan cofnąć, albo przynajmniej zmienić?

 

            - Zawsze takie będą, ale one nas uczą w życiu pokory i wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Nie chciałbym teraz o tym szerzej mówić.

 

 

            -  Jakie były przyczyny rezygnacji z pełnionych funkcji – najpierw menadżera drużyny, a później także osoby wspierającej działania zarządu klubu?

 

            - Nie można osiągnąć pozytywnego wyniku w lidze, gdy po zwycięstwach nie odczuwa się już tak radosnych emocji jak w latach poprzednich. Wypaliłem się jako menadżer ze względu na moją osobistą tragedię, a dobił mnie jeszcze mentalnie wypadek Mateusza Jabłońskiego. Ponieważ w 2021 i 2022 roku zmiany związane z działalnością zarządu i struktur klubu następowały powoli, musiałem wesprzeć klub jeszcze w dziale marketingu. Jednak tak naprawdę decyzja o moim odejściu po sezonie 2022 zapadała już rok wcześniej.

 

            - Odejście ze Startu nie oznacza chyba definitywnego rozstania z żużlem?

 

           - Napisałem w wydanym niedawno oświadczeniu, że żegnam się definitywnie z klubem, ale zawsze będę ten klub wspierał, jak tylko będę mógł. Nigdy nie mówię „nigdy”, ale nie sądzę abym potrafił jeszcze kiedykolwiek powrócić do tego sportu w Gnieźnie. Tutaj moje zaangażowanie było chyba zbyt duże, przez co po raz kolejny straciłem zbyt wiele…

 

            - Jak widzi pan przyszłość gnieźnieńskiego Startu?

 

            -  Klub czeka trudny okres po degradacji, ale to nie koniec świata. Widzę zaangażowanie i pozytywną energię nowego członka zarządu Pawła Siwińskiego, mam nadzieję, że to osoba przyszłego prezesa klubu. Poprzez jego charyzmatyczną postawę dostrzegam szansę na szybki powrót do pierwszej ligi, a później być może realizację celu, którego mi nie udało się zrealizować

 

 

rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI

 

 

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,pasje-zniszczyla-osobista-tragedia.html