Realizuje młodzieńcze marzenia

2021-05-19

Andrzej Lebiediew, wychowanek Lokomotivu Daugavpils, w tym sezonie ściga się w barwach pierwszoligowego beniaminka z Krosna. Między innymi to jego postawa sprawia, że zespół z Podkarpacia staję się powoli czarnym koniem zmagań na zapleczu elity. Sympatycznego Łotysza poprosiłem o rozmowę po wygranym przez Wilki meczu ze Startem.

- Chyba niewiele osób spodziewało się, że tak wysoko wygracie ze Startem?
 -
Nie wiem. Ja nastawiałem się na poważną walkę i cieszy mnie ta wygrana całej drużyny, ale ze swego występu nie jestem do końca zadowolony.
 - Dlaczego?
-
Powinienem zdobyć co najmniej jedenaście punktów!
- Masz pretensje o wykluczenie w wyścigu siódmym?
 - W żadnym wypadku! Jedyne pretensje mogę mieć do siebie. Za łatwo dałem się wyprzedzić Peterowi Kildemandowi.  Nawierzchnia  na zewnętrznej była już mocno odsypana i bardzo przyczepna. Próbowałem skontrować, ale pociągnęło mi motocykl i jedyne co mogłem zrobić, to kontrolowanym uślizgiem ratować się przed groźnym upadkiem. Słabo też pojechałem w wyścigu nominowanym. Generalnie nie było źle, ale mając te dwa, trzy punkty więcej byłbym w pełni usatysfakcjonowany.
            - Zazwyczaj  mówiłeś, że nie za bardzo odpowiada ci gnieźnieński betonowy tor. Dzisiaj było chyba inaczej?
            -
Dobrze wiesz, nigdy tego zresztą nie ukrywałem, że podoba mi się gnieźnieński obiekt, panująca tu atmosfera. Nie za bardzo odpowiadała mi zazwyczaj tutejsza  nawierzchnia, bo ja trochę spóźniam starty, a na twardym ciężko jest coś poprawić. Dzisiaj byłem mocno zaskoczony tą nawierzchnią.  Wreszcie tor do ścigania! Ale ta nawierzchnia już w połowie zawodów zaczęła się rozpadać. Porobiły się koleinki. Mniej doświadczeni zawodnicy mieli spore problemy. Dlatego też było dużo wypadków. Nie wiem z czego to wynikało, ale ten tor zupełnie inaczej wyglądał na początku zawodów, a z każdym wyścigiem robił się coraz trudniejszy. 
            - Lokomotiv Daugavpils opuścił  po wielu latach grono pierwszoligowców. Ty podjąłeś decyzję o zmianie barw klubowych, aby nadal jeździć na zapleczu ekstraligi. Dlaczego zdecydowałeś się na najbardziej odległą opcję?
            -
Masz na myśli, że Krosno jest najdalej od Daugavpils?
            - Dokładnie!
            - To nie jest dla mnie żaden problem. Najważniejsze są warunki kontraktowe i dobra atmosfera w klubie. Jestem przyzwyczajony do częstego pokonywania busem dużych odległości, więc te sto, czy dwieście kilometrów nie robi żadnej różnicy.
            - Pytam nie bez kozery, bo jest sporo osób w Gnieźnie, także wśród kibiców, którzy widzieliby cię w barwach Startu.
            - Nie wykluczam tego, Ale dobrze wiesz, że moim marzeniem jest jazda w ekstralidze.
            - Spełnisz je w barwach drużyny z Krosna?
            - Spokojnie. To, jest dopiero początek sezonu. Świetnie, że tak dobrze zaczęliśmy. Zwycięstwo w Gnieźnie też nas na pewno podbuduje, ale do awansu to jeszcze daleka droga. Poza tym nie mogę mieć żadnej pewności, że nawet  w przypadku jego wywalczenia dostanę propozycję przedłużenia kontraktu.  Na pewno chciałbym się ścigać w ekstralidze. Ciągle mile wspominam moje występy we Wrocławiu. Wtedy mój sen spełnił się chyba zbyt szybko. Nie udźwignąłem tego do końca. Myślę, że teraz jestem już o wiele dojrzalszym zawodnikiem. Jestem o wiele bardziej dojrzałem człowiekiem. Mam żonę, dzieci. Muszę też myśleć o nich, ale młodzieńcze marzenia są we mnie wciąż żywe. Nawet nie wiesz jakie to ważne dla mnie i kibiców z Daugavpils, że jestem pierwszym zawodnikiem, który zdobył mistrzostwo Europy dla tego miasta. Mam w sobie tyle energii, aby zrealizować kolejne marzenie – zostać stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Żeby to zrobić musiałbym jednak rywalizować w najlepszej lidze świata.  Wierzę, że te moje młodzieńcze marzenia kiedyś zrealizuję.

 

                                                       rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI 

 

foto archiwum

 

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,realizuje-mlodziencze-marzenia.html