- Straty po porażce z tarnowską Unią na własnym torze zostały z nawiązką odrobione w Bydgoszczy. Gnieźnieński zespół, nie ukrywajmy, był faworytem w starciu z beniaminkiem, ale o punkty nie było wcale łatwo...
- Rzeczywiście gospodarze od początku starali się nawiązywać wyrównaną walkę. Cały czas jednak kontrolowaliśmy przebieg meczu i w zasadzie od połowy prowadziliśmy niezagrożenie. Ostatecznie wygraliśmy przekonująco różnicą dwunastu punktów. Możemy się tylko cieszyć.
- Muszę przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie widziałam w Bydgoszczy tak dobrze przygotowanego toru. A jak pan to ocenia?
- Kiedy przyjechaliśmy na stadion Polonii jakieś trzy godziny przed zawodami, to nie wyglądało to wcale tak dobrze. Muszę jednak przyznać, że pracownicy techniczni zmobilizowani przez komisarza toru i kierownika zawodów zrobili dobrą robotę. Wprawdzie na początku było bardzo mokro przy krawężniku, ale w czasie zawodów tor nie był polewany, a później nawierzchnia odsypała się pod zewnętrzną i naprawdę można było bardzo fajnie się ścigać
- Warunki te znakomicie wykorzystał Frederik Jakobsen, który zwłaszcza w wyścigu dziewiątym jadąc po „orbicie” mijał rywali niemal tak, jak Tomasz Gollob za swoich najlepszych czasów…
- Ja wiedziałem, że Frederik Jakobsen dobrze pojedzie na tym torze i dlatego już po meczu w Gnieźnie z Unią obiecałem mu, że w spotkaniu z Polonią w Bydgoszczy na pewno dostanie szansę występu w całym meczu.
- Nie żałuje pan trochę teraz tego, że nie skorzystał z niego podczas meczu z Unią?
- Nie chciałbym już wracać do przeszłości. Nic już w tej kwestii nie zmienimy. Musimy myśleć o tym, co zrobić, aby wygrywać kolejne mecze, a nie rozpatrywać w nieskończoność porażki.
- No to jeszcze tylko na chwilę wróćmy do spotkania z tarnowianami. Według pana opinii jedynym, który zasłużył w tamtym meczu na wyróżnienie był Marcel Studziński. Przyznam szczerze, że liczyłem, iż zawodnik ten jeszcze lepiej zaprezentuje się w Bydgoszczy, bo przecież dobrze zna ten tor. Tymczasem to był wyraźnie słabszy występ tego juniora.
- Wydaje mi się że Marcel chciał za bardzo. Może gdyby nie dotknął taśmy w pierwszym wyścigu, to ten jego występ wyglądałby zupełnie inaczej. To jest zawodnik z dużym potencjałem i na pewno musimy z nim systematycznie pracować, a wtedy pojawiają się sukcesy
- Czy przełożenie meczu w Bydgoszczy mocno skomplikowało pana plany, jeśli chodzi o przygotowania do spotkania w Łodzi?
- Zupełnie nie. Można nawet powiedzieć, że nawet ułatwiło. Nie mieliśmy bowiem zaplanowanych żadnych treningów przed wyjazdem do Łodzi. Tamten tor znamy bardzo dobrze. Lubimy na nim jeździć i z marszu przystępujemy do meczu z Orłem. Oczywiście w bardzo bojowym nastawieniu.
- Po porażce z Unią Tarnów zapowiedział pan, że po zakończeniu sezonu zrezygnuje z funkcji menadżera zespołu. Czy to nie nazbyt pochopna decyzja?
- To jest decyzja przemyślana i nie pojawiła się ona akurat po przegranym meczu z tarnowską Unią. Moja żona naciskała na mnie, żebym już po zakończeniu minionego sezonu zrezygnował z tej funkcji. Uważam, że zrealizowałem się jako menadżer. Poza tym przekształcamy klub w sportową spółkę akcyjną i w związku z tym jest sporo innych zadań - również dla mnie. Dlatego chciałbym, aby w przyszłym sezonie ktoś inny, być może z większym doświadczeniem trenerskim, przejął funkcję pierwszego szkoleniowca drużyny. To jest oczywiście taka wstępna zapowiedź, a nie ostateczna decyzja. Na to przyjdzie czas późną jesienią, czy nawet zimą
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI