Zawsze lubił wyzwania

2020-02-24

Adam Fajfer był czołowym żużlowcem Startu Gniezno lat dziewięćdziesiątych i przełomu wieków. Kilka tygodni temu oficjalnie wrócił do macierzystego klubu, ale już w zupełnie innej roli.

- Po piętnastu latach od zakończenia sportowej kariery wracasz do gnieźnieńskiego Startu jako szkoleniowiec. Kiedy jakieś ćwierć wieku temu rozmawialiśmy o początkach twojej przygody z żużlem, to powiedziałeś wtedy, że kiedy pierwszy raz wsiadłeś na motocykl, to tor wydawał ci się za wąski. Czy teraz, obejmując funkcję szkoleniowca grupy adeptów, masz podobne obawy?
            - No może nie są one podobne, ale na pewno czuję duży ciężar odpowiedzialności. Mam świadomość, że to ode mnie w dużym stopniu będzie zależało to, żeby oni robili jak najmniej błędów, żeby jechali bezpiecznie. Ważne też, i będę na to na pewno zwracał uwagę, żeby uczyli się podstaw żużla od razu poprawnie.
            - Mając własne doświadczenia z gnieźnieńskiego obiektu powinno być ci pod tym względem o wiele łatwiej…

-  Na pewno tak!  Myślę, że przejechałem na tym torze kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt kilometrów. Pewnie kilkaset wyścigów tych oficjalnych - nie licząc treningowych. Ale z drugiej strony, nie wiem do końca co mnie będzie czekać w tej roli. Znam już tych chłopaków, z którymi będę pracował, bo w minionym sezonie pojawiałem się już na treningach. Widziałem co sobą prezentują, ale do tej pory oglądałem to wszystko z boku, a teraz będę musiał organizować treningi, pomagać w ustawieniach motocykli, rozwiązywać bieżące problemy.

            - Długo zastanawiałeś się nad przyjęciem tej propozycji?

            - Jako zawodnik zawsze lubiłem wyzwania i tę propozycję potraktowałem również jako kolejne wyzwanie sportowe w moim życiu. Dlatego nie zastanawiałem się długo.

            - Wspominaliśmy o piętnastoletniej przerwie od zakończenia kariery, ale to nie do końca było twoje rozstanie z żużlem, bo przecież wspierałeś się jako mechanik synów swojego starszego brata Tomasza, a ostatnio także swojego syna Kevina?

            - Tak współpracowałem też jeszcze między innymi z Jonasem Dawidssonem, czy Dawidem Wawrzyniakiem, ale rzeczywiście najwięcej czasu poświęciłem ostatnio Kevinowi.

            - Jakie są jego założenia odnośnie zbliżającego się sezonu. Chyba raczej trudno będzie mu załapać się do podstawowego składu Startu. Nie myśleliście o zmianie barw klubowych?

            - Nie. Myślę, że Kevin zrobił w minionym sezonie spory postęp. Żałuję osobiście, że długo zniechęcałem go do rozpoczęcia kariery żużlowej. Gdyby rozpoczął ją trzy, cztery lata wcześniej, tak jak chciał, to dziś byłby zapewne w zupełnie innym miejscu. Myślę jednak, że można to wszystko jeszcze nadrobić. Będzie to o tyle trudne, że Kevin już od tego sezonu jest seniorem, ale widzę, że bardzo poważnie podchodzi do przygotowań i o ile tylko nie przytrafi się mu jakaś kontuzja, to może sprawić niespodziankę. Mamy świadomość, że wywalczyć miejsce w podstawowym składzie Startu będzie mu trudno. Dlatego w planie są ligi zagraniczne.

            - Masz prowadzić szkółkę żużlową Startu wspólnie z Juricą Pavliciem. Czy już uzgodniliście podział obowiązków?

            - Nie mieliśmy jakieś specjalnych uzgodnień co do podziału obowiązków. Myślę, że to okaże się w trakcie naszych działań. Na pewno będziemy współpracować i wspólnie wyciągać wnioski oraz dawać wskazówki naszym podopiecznym. Jurica jest fanem treningu mentalnego dlatego tę działkę zostawię dla niego Ja może skupię się bardziej na wskazówkach dotyczących techniki. Ale tak jak mówiłem, to są tylko moje założenia, a wszystko okaże się wiosną na torze. Na pewno będę chciał, żeby nasi adepci i juniorzy odbywali treningi nie tylko przy Wrzesińskiej, ale także na innych torach. Żeby stopniowo nabierali doświadczenia, musimy im stawiać coraz trudniejsze zadania.

            - Rzeczywiście tor gnieźnieński uchodzi za dość łatwy i bezpieczny dla młodych zawodników, ale problemy zaczynają się wtedy, kiedy trzeba pojechać na zdecydowanie bardziej przyczepne nawierzchnie…

            - Masz rację! Sam tego doświadczyłem. Jako młody zawodnik na naszym torze czułem się jak ryba w wodzie, ale kiedy trzeba było pojechać na jakieś kartoflisko, to w głowie zamiast myśli o tym jak taktycznie rozgrywać wyścig siedziało tylko - czy ja dam radę pokonać cztery okrążenia? Dlatego mając takie własne doświadczenia chciałbym, aby moi podopieczni nie musieli już przez to przechodzić, aby nabyli umiejętności które pozwolą im skupić się na rywalizacji.

            - Myślisz że uda ci się trafić do tych młodych chłopaków?

            -  Tak! Mam już zresztą z nimi kontakt. Od pewnego czasu prowadzę sklep z częściami do motocykli i motocykli żużlowych, dlatego ze wszystkimi znam się dobrze. Teraz dojdzie do tego rola szkoleniowca. Ja bardzo lubię pracować z młodymi ludźmi i dlatego jestem dobrej myśli.

            - Ilu adeptów jest obecnie w szkółce?

            - Aktualnie mamy sześciu chłopaków trenujących na „pięćsetkach” i czterech na „dwieściepięćdziesiątkach”. Mam nadzieję, że tej grupy wyłonimy przynajmniej trzech zawodników, którzy w tym roku zdawać będą egzamin na licencję żużlową.

            - Brzmi to optymistycznie. Dobrze byłoby nawiązać do dawnych czasów twojej młodości, czy jeszcze nieco wcześniejszych, kiedy to Gniezno było uznawane za kuźnię żużlowych talentów…

            - Na pewno tak. Marzy mi się powrót do tamtych czasów i chciałbym mieć swój udział budowie silnej grupy młodzieżowców Startu Gniezno.

 

rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI

 

foto Roman Strugalski

 

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,zawsze-lubil-wyzwania.html