Żużel nauczył pokory

2019-01-10

Oskar Fajfer to jeden ze zdolniejszych wychowanków gnieźnieńskiego Startu. Po okresie juniorskim okraszonym sukcesem w postaci zdobycia srebrnego medalu MDMP jeszcze jako młodzieżowiec przeniósł się do Torunia, a po dwóch sezonach spędzonych w Grodzie Kopernika na trzy lata zagościł w Gdańsku. Jego powrót do macierzystego klubu jest spełnieniem założeń władz Startu i oczekiwań kibiców.

- Kiedy w czerwcu 2018 roku zespół Startu Gniezno rywalizował w Gdańsku z tamtejszym Wybrzeżem, to w sektorze kibiców gości pojawił się transparent z napisem: „Oskar wracaj do Gniezna!”. Widziałeś ten transparent? Czy taka postawa kibiców miała również wpływ na twoje ostatnie decyzje?
            - Tak widziałam ten transparent. To było bardzo miłe, a z drugiej strony pokazywało, że wielu ludziom zależy na tym, abym ponownie jeździł w Gnieźnie. Najważniejsze jednak były decyzje klubowych władz. Ta inicjatywa postawienia na swoich zawodników, na swoich wychowanków jest naprawdę budująca.
            - Sytuacja, o której wspomniałem na początku naszej rozmowy miała miejsce dokładnie 10 czerwca, czyli w zasadzie w połowie sezonu. A kiedy w twojej głowie zaświtała taka myśl, że powrót do macierzystego klubu to jest ten właśnie kierunek, w którym będziesz podążać? Czy może już wtedy pojawiły się pierwsze takie założenia?
            - Powiem tak -  jestem poważnym zawodnikiem i zawsze staram się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej. W tamtym czasie byłem związany kontraktem z Wybrzeżem. Identyfikowałem się z tą drużyną i zależało mi na tym, aby jak najlepiej punktować dla tego zespołu. Dlatego też, mimo iż widziałam ten transparent i docierały do mnie głosy kibiców, to w głowie zostawiałem to wszystko nieco z boku, aby nie zakłócało w żaden sposób mojego podejścia do ówczesnych zadań. Później okazało się, że nie do końca Gdańsk był mi pisany. Kiedy więc pojawiła się propozycja ze strony władz Startu, to dość szybko doszliśmy do porozumienia.
            - Rzeczywiście o twoich trudnościach w rozmowach z działaczami Wybrzeża było swego czasu głośno.  W jakim stopniu  ta sytuacja miała wpływ na decyzje dotyczące powrotu do macierzystego klubu?
             - Szczerze powiem, że nie chciałbym już wracać do tamtego czasu. To już jest historia. Myślę że dla mnie najważniejsze były warunki oferowane przez gnieźnieński klub oraz sam fakt powrotu do rodzinnego miasta. Nie ukrywam natomiast, że chyba decydujące było to zaangażowanie wielu ludzi, o czym wspominałem już wcześniej. Zarówno kibiców, ale przede wszystkim zarządu klubu i sponsorów, spośród których najbardziej zaangażowani byli panowie Paweł Sochacki i Arkadiusz Koronka.
            - Jak wyglądają twoje przygotowania do nowego sezonu?
            - Listopad potraktowałem bardziej jako taki miesiąc na roztrenowanie, a więc tylko dwa  razy w tygodniu było bieganie. W grudniu stopniowo  zwiększałem obciążenia, a już od stycznia to naprawdę jest solidny, ciężki trening - nawet dwa razy dziennie. Są to zajęcia i biegowe,  i na lodowisku, gdzie gramy w hokeja, i  w sali z Przemkiem Gnatem, który rzeczywiście daje spory wycisk. Ale to wszystko procentuje w trakcie sezonu. Tak więc o przygotowania kondycyjne jestem spokojny. Pewną nowością,  którą chciałbym wprowadzić w ramach ostatniego etapu przygotowań, będą treningi na kolarzówce. Ale to w zależności od warunków pogodowych dopiero na przełomie lutego i marca.
            - A to rzeczywiście niespotykana forma przygotowań, bo większości żużlowców wsiada raczej w tym okresie na motocykle crossowe…
            - Wiem ale ja tak nigdy nie robiłem. Motocross jestem bardzo kontuzjogenny, a ja zawsze obawiałem się możliwości odniesienia kontuzji na początku sezonu, dlatego nigdy nie włączałem tego rodzaju treningu do moich przygotowań.
            - Wiele osób, wielu kibiców uważa że przyszedłeś do gnieźnieńskiego klubu jako potencjalny lider. Czy ty zgadzasz się z taką opinią?
            - Najłatwiej pewnie byłoby odpowiedzieć na to pytanie po sezonie A tak poważnie to na pewno będę chciał pokazać się gnieźnieńskiej publiczności od jak najlepszej strony. Myślę że mam już spore doświadczenie, ale jestem też przekonany, że najlepsze w żużlu jest jeszcze przede mną. Zawsze staram się wyciągać wnioski z moich najsłabszych występów, z moich porażek i sukcesywnie eliminując błędy chcę być coraz lepszy. Z drugiej strony staram się też ważyć słowa i nie zapowiadać zbyt pochopnie moich potencjalnych sukcesów. Żużel już wielokrotnie nauczył mnie pokory. Dlatego nigdy nie jest moim zamiarem wywyższanie się nad innych  i myślę, że na ocenę tego, czy zasługuję na miano lidera drużyny, rzeczywiście będziemy musieli poczekać aż do końca nadchodzącego sezonu.

 

rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI

 

Wywiad ukazał się w najnowszym wydaniu "Tygodnika Żużlowego" (2/2019)

 





treść została wydrukowana ze strony
http://www.sportgniezno.pl/wiadomosc,zuzel-nauczyl-pokory.html