Całonocna podróż z Moskwy upłynęła w miłej atmosferze. Jechałej w przedziale z trzema kibicami z Meksyku. Oni mieli znacznie lepsze humory po wygranej z Niemcami. Ciekawostką jest fakt, że jechaliśmy piętrowym wagonem sypialnym... (czego to Ruskie nie wymyślą?). Miejsca może ciut mało, ale wózki super (cichutko i bez wstrząsów) i wyposażenie też bardzo dobre. Wagon pachniał jeszcze nowością.
Szerzej o podróży RŻD pisałem tutaj, więc teraz już tylko o "Pitrze". Tak, głównie miejscowi, nazywają Sankt Petersburg.
A nazwa pochodzi od imienia założyciela miasta - cara Piotra I. To od jego pomnika rozpoczynam zwiedzanie. Monument nosi popularną nazwę: "Jeździec Miedziany". Nieco na marginesie - taki tytuł ma też książka autorstwa Pauliny Simons. Jeśli ktoś nie czytał - gorąco polecam na wakacje. Od razu zaznaczam, że nie dotyczy ona Piotra I, ale znacznie bliższych nam czasów.
W pobliżu pomnika Piotra I Wielkiego znajduje się Sobór Św. Izaaka z imponującą, złotą kopułą.
Nieco dalej - Pałac Admiralicji
A niemal na przeciwko niego Pałac Zimowy.
Plac przed Pałacem Zimowym idealnie nadawałby się na Fan Zonę, ale tę ulokowano kilkaset metrów dalej w pobliżu Soboru Zmartwychwstania Pańskiego, zwanego też Katedrą na Krwi.
O stadionach i strefach kibica będzie odrębny materiał, a mnie o wiele bardziej od tych powszechnie chyba znanych zabytków zafascynowały urokliwe kanały i odbijające się w ich lustrach piękne kamienice.
Sankt Petersburg leży aż na 40 wyspach.
Niestety czas już żegnać się z "Pitrem". Dwa dni to stanowczo za mało. Muszę tu jeszcze kiedyś wrócić. Sankt Petersburg, żegna mnie deszczem - niczym łzami...
A chłopaki z Aurory zapowiedzieli, że jak nie wyjdziemy z grupy to znowu wystrzelą! I dopiero będzie rewolucja!!!
CDN.
Liczba komentarzy : 0